czwartek, 19 grudnia 2013

Na granicy

Nie na granicy kraju,bo przecież z Unią mamy keine grenzen,a na dalszą wycieczkę się nie zanosi... Na granicy cierpliwości,wytrzymałości,jednym słowem totalny,że tak powiem (cenzura)... Wycieczka do lasu z potomkiem przypomina wypuszczenie z klatki dzikiego zwierza. Daje słowo,że wtedy wyrasta mu sierść, kły,a w oczach widać błyski pierwotnych instynktów.... Że wrzeszczy to pikuś,jakoś Pani Matki już to nie rusza,gdzieś musi ćwiczyć struny głosowe na co w naszej jaskini wielkości pudełka po butach mu nie pozwoli. Ale nie - ucieka,biega po błocie, przy samej rzece, Pani Matka daje słowo,że gdy w całym lesie jest tylko jedna kałuża to dziecko ją znajdzie... Ostatnio zabrała go na wycieczkę z wybitnie cierpliwą ciocią B. O dziwo ciocia B. nie oszalała, nie wrzeszczała i jakoś jej nie ruszało ciągłe kłapanie dziobem przez czteroletniego osobnika. Albo dobrze się kryła :)  Pani Matka widząc spodnie w stanie rozkładu, pomazane błotem na prawie każdym centymetrze sześciennym nogawek miała dość. Dzisiaj chciała wrzucić potomka do basenu coby upuścić mu co nieco energii,ale nic z tego. Za to ściany dziadka są cudnie upszczone  kolorowymi naklejkami. Może dzieciątko zostanie jakimś znanym dekoratorem wnętrz  ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz