poniedziałek, 31 marca 2014

Smarki, kichy i inne podróżne turbulencje

Pani Matka dotarła szczęśliwie na miejsce - to tak jakby się ktoś pytał.
Niemniej jednak zgodnie z przewidywaniami nie było różowo - wszak nic przecież nie jest tak pewne jak to,że Pani Matka coś spartoli. Zaczęło się w piątek kiedy dziecinka zrobiła się lekko kaszlata,a Pani Matka w ferworze walki z walizkami zignorowała ten fakt. I to się na niej zemściło w postaci gorączki  wysokości 38,7 jaką dziecko dostało w sobotę wieczorem. Dla przypomnienia  w niedzielę z samego rana wylot. Wyrodna matka musiała więc wrzucić na swoje tyły spodnie,wysupłać drobne na mpk i zabrać rozhisteryzowane potomstwo do szpitala. Urocza Pani Doktor osłuchała, obadała i stwierdziła,że generalnie to ona nic nie widzi, nic się nie dzieje, a sobota wieczór to  nie jest dobry moment na zawracanie jej głowy. Gardło lekko czerwone,gorączka z emocji, nic poza tym. No to Pani Matka zabrała swojego prawie 15kilowca na ręce i z powrotem do domu. A,że mgła i dziecko ciężkie,więc nie zdążyła na autobus. I pół godziny lazła po nocy na kolejny. Do domu dotarli po 22...  Dziecko uznało,że czuje się super, łyknęło syropki przepisane na przez Panią Doktor i oglądało do późna bajki. Rano na dzień dobry zrobiło histerię - gardło,katar - wszystko a raz. O dziwo leki za ponad 50zł na nic się zdały,więc Rodziców czekała jeszcze wyprawa do apteki po antybiotyk. W międzyczasie dziecko zarzygało kurtkę i bluzkę jadąc na lotnisko. Dzień jak marzenie. Na miejsce Przeszczęśliwa Rodzinka dotarła na czas, odprawiła walizkę, siebie, usiadła, a Rodzice byli święcie przekonani,że zostało im raptem półtora godziny i będą w powietrzu. Płonne nadzieje.... Było chwilę po 9 rano gdy na ekranie pojawiła się cudnej treści informacja : Wylot z W. do D. z godziny 10:45 będzie opóźniony. No cóż - okazuje się,że nie tylko PKP nawala - z samolotami też są problemy. Państwo Rodzice nie panikowali, wszak byli przygotowani na taką ewentualność - dziecko miało zapas zadań do rozwiązywania i dwa opakowania kredek. Ale nie byli gotowi na uwaga uwaga - wylot o 17!!! I tak spędzili 8godzin na lotnisku.... Osiem dłuuuugich godzin. Linie zagwarantowały całkiem niezły obiad,a dziecko stanęło na wysokości zadania i było mega grzeczne. Tylko dzięki temu Pani Matka - nerwicowiec, nie oczadziała do reszty... Długi okres oczekiwania skłonił najmłodszego członka rodziny do refleksji. Stojąc na wc uznał:
"Piłem żółty sok,więc mam żółte siki."
Żetesz Pani Matka na to nie wpadła...
Lot był jednym wielkim koszmarkiem. Pani Matka padła na wstępie, dzieckiem zajął się Pan Ojciec,który opowiadał mu o tym co widzą za oknem,więc było wesoło.Potem dziecko zasnęło,a samolotem zaczęło trząść. Turbulencje były koszmarne,rzucało na wszystkie strony,w pewnym momencie Pani Matka była już zdrowo wystrahana - poprzednim razem nie miała takich wątpliwych atrakcji... Potem już było tylko gorzej. W wyniku złej pogody różnica ciśnień była większa niż zwykle i pasażerom o mało nie popękały bębenki. Dzieciaki, które przez pół drogi darły japonki jak oszalałe, teraz dostały szału, nawet śpiące dotąd Dziecko podróżujące z Panią Matką wyraziło swoje niezadowolenie w postaci dzikiego wrzasku. Pełnia szczęścia. Po wylądowaniu pasażerowie wściekli jak osy wywlekli wymęczone odwłoki z samolotu. Dziecko po wyjściu rozejrzało się po lotnisku i w płacz. Pani Matka pyta o co cho. Odpowiedź:
"Dlaczego jesteśmy w tym samym miejscu?"
Jasne - Pani Matka o niczym innym nie marzy jak o lataniu nad W. bez celu...
Na tym nie koniec przygód,bo dziecko dostało w nocy gorączki i wyło jak oszalałe. Pani Matka pół żywa zaprowadziła je do wc,a ten w bek:
"Czemu ta deska jest taka brudna???"
WTF????????????????
Chwila ciszy,Pani Matka stanęła jak wyryta,a dziecinka:
"A nie,to tylko muszelki i piasek"
I tym oto sposobem gospodarze dowiedzieli się,że deska klozetowa inna niż biała może być problemowa...
P.S - dzisiaj dziecko jak nowe,szaleje,zakaszlał dwa razy, antybiotyk zamknięty leży sobie na dnie torby...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz